![]() Przed każdym postem rzucacie najpierw kością 'k6', wynik rzutu zapisujecie pod komentarzem. |
GRACZE: |
Wstęp
Hej, jestem studentką grafiki z Wydziału Prawa i Komunikacji Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu. Mafia 1920 powstała w ramach pracy licencjackiej i jest realizacją planu interaktywnego, który ma na celu szerzyć pojęcia oraz kształcić bloggerów z zakresu kryminału. Szukam osób zaangażowanych, chętnych do budowania projektu społecznego, na bazie którego powstanie adekwatne do wyników opracowanie. Jednocześnie zaznaczam, że projekt ten jest ograniczony czasowo, będzie trwał przez okres 2-3 tygodni i zakończy się ankietą ewaluacyjną. Każdemu zainteresowanemu efektami pracy mogę udostępnić ją po terminie obrony, wystarczy skontaktować się ze mną mailowo:
dwyspianska@st.swps.edu.pl
Sesja #2
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Wynik rzutu: 2
OdpowiedzUsuńPo siedemdziesiątce czas liczy się inaczej. Pani Simmons była zbyt świadoma tego, jak mało czasu jej zostało, by nie musieć przejmować się tym, jak wiele go marnuje. Już dawno pogodziła się z myślą o tym, że swoje już przeżyła, więcej nie musiała i teraz tylko czekała aż inni dołączą do jej bezstresowej filozofii życia. W efekcie czasem ciężko było jej zrozumieć, że kiedy ona przychodziła na miejsce spotkań kiedy chciała, inni ograniczeni byli przez wypełniony po brzegi grafik dnia. Z początku zdziwiona, że nie zastała nikogo w sali przesłuchań, ostatecznie po prostu westchnęła pełna pobłażliwości dla czyjejś nieobecności. Wykorzystała ten czas bardzo pożytecznie — ułożyła się wygodnie w krzesełku jakieś sto razy przed przybyciem detektywa. Jeśli nagrodą za czekanie miała być przyjemna pogawędka, pisała się na nią cały sercem!
Taaa... dla pani Simmons przesłuchanie naprawdę miało dziwny wymiar.
Pani Simmons
Wynik rzutu: 3
OdpowiedzUsuńWczoraj niestety nie udało mi się porozmawiać z naszym jedynym świadkiem. Była to starsza kobieta, właścicielka lokum, u której nasza ofiara wynajmowała pokój. To ona znalazła zwłoki, więc oczywistym było, że miała zostać przesłuchana.
Pojawiłem się na miejscu z lekkim opóźnieniem, jak zawsze nie winny byłem ja, a mój samochód, który w końcu wypadało by naprawić. Zastałem kobietę siedzącą już przy stole. Najwyraźniej na mnie czekała.
— Pani Simmons? - zapytałem, usilnie starając się, aby na mojej twarzy chociaż na chwilę pojawił się uprzejmy uśmiech. — Dziękuję, że się pani zjawiła. Będę chciał zadać pani kilka pytań. Czy jest pani gotowa?
Spojrzałem na nią wyczekując odpowiedzi.
Wynik rzutu: 2 (błąd w nazwie, zamiast #sesja2 zatytułowałam jako #sesja1)
OdpowiedzUsuńPrzesłuchanie to wyjątkowo przyjemna część dnia, gdy człowiek nie ma żadnej ciekawej alternatywy. Tym bardziej gdy prowadzi je tak młody, przystojny człowiek, jakim był McGraw. Nie to, żeby pani Simmons zależało specjalnie na atrakcyjności rozmówcy. W jej wieku wygląd nie miał żadnego znaczenia, ale... podświadomość staruszki nasuwała pewne myśli: im ładniejszy wydawał jej się detektyw, tym większe zaufanie budził. Co akurat dobrze się składało, bo w końcu miała spowiadać mu się z najbardziej przerażającej wizji dnia z ubiegłego tygodnia i — powiedzmy sobie szczerze — swobodniej rozmawiało się z kimś, kogo nie miało się ochoty trzepnąć torebką już za samo jestestwo.
— Helen Simmons — potwierdziła, a staroświeckość i uprzejmość nakazały jej powstać z miejsca na czas przedstawiania się. Co oczywiście skończyło się totalnym fiasko, bo nie tylko stęknęła w dezaprobacie, ale również w połowie tego manewru opadła z sił, klapnąwszy z powrotem tyłkiem na krzesełko. No cóż, pośpiech to nie jest dobry przyjaciel człowieka. Szczególnie tak starego i pozbawionego zręczności.
— Oczywiście, że jestem gotowa, kochanieńki. Na rozmowę? Do tego nie trzeba mieć chyba żadnego przygotowania, nieprawdaż? — pouczyła go delikatnie, uśmiechnąwszy się przy tym łagodnie dla zbilansowania słów.
Wynik rzutu: 5
OdpowiedzUsuńKobieta wydawała się naprawdę uprzejma, aczkolwiek z własnego, już wieloletniego doświadczenia mogłem stwierdzić, że z takimi najtrudniej się pracowało. Schodziły z tematu rozmowy, nie odpowiadały na pytania starając się krążąc temat. Mówiły zdawkowo, lub wręcz przeciwnie - mówiły zbyt dużo. Dlatego pytając ją o gotowość, bardziej pytałem o to sam siebie.
— Detektyw McGraw — potwierdziłem jeszcze swoją osobę. — Dobrze, w takim razie rozpocznijmy.
Zasiadłem za biurkiem, wyłożyłem swoje wszystkie potrzebne dokumenty, kartki, pióro i spojrzałem na panią Simmons.
— Proszę mi opowiedzieć o tym, jak znalazła pani ciało pana Hammela. Czy przed wejściem do kamienicy zwróciło coś dziwnego pani uwagę? — Zadałem pierwsze pytania.
Zadanie MG:
OdpowiedzUsuńPani Simmons utrudnia śledztwo. Detektyw McGraw ma obowiązek skłonić ją do współpracy. W celu ustalenia komu uda się skuteczniej poprowadzić rozmową, oboje korzystacie z mnożnika statystyki na charyzmę. Aby to zrobić rzucacie kością k6 i podajecie wynik pod/nad komentarzem (opis mnożników znajdziesz w Mechanika Gry > Rzuty kością). Minimalny próg wyznaczony w temacie to 7. Osoba, której nie uda się przewyższyć progu, przegrywa starcie. Jeśli w jednym rzucie oboje nie przekroczycie progu lub oboje uzyskacie wynik przewyższający, kontynuujecie grę (Pani Simmons utrudnia, Pan McGraw zachęca do współpracy). W tym celu wstawiacie nowe komentarze gry z ponownymi próbami rzutów. Powtarzanie ten proces aż do momentu rozstrzygnięcia starcia. Na czas potyczki nie obowiązują was rzuty kością k6 (te bez mnożnika).
Mnożnik na charyzmę (wynik): 3 + 4 = 7 > 7, akcja nieudana
OdpowiedzUsuńCo do jednego miał absolutną rację: Helen Simmons miała wrodzoną zdolność do zagadywania ludzi i przegadywania ich do tego stopnia, że gdzieś przy końcu sama zapominała o tym, co tak naprawdę chciała przekazać. To nie jej wina, że myśli pruły przez jej mózg szybciej niż reagowały neutrony, co skutkowało tym, że nie ważne jak bardzo się starała, czasem zwyczajnie gubiła wątek. Lub skupienie.
— Już detektyw? Przecież Pan jest taki młody! Och... naprawdę nie wiem jak to jest możliwe. Pewnie był Pan wyśmienitym pracownikiem, Panie McGraw. Tak, tak... to z pewnością stąd te szybkie awanse.
Kiedy miało się 75 lat na karku, pojęcie tego, kto jest dojrzały, a kto wciąż jeszcze małoletni przybierało nieco inną formę. Dla Pani Simmons wszyscy, którzy urodzili się później od niej, musieli być młodzi, pachnący i kwitnący.
— No bo nie widzę innego rozwiązania... — mruknęła staruszka w zamyśleniu, zupełnie ignorując postawione jej pytanie.
Wynik: 1+3=4>7 - nope
OdpowiedzUsuńCzyli jednak przeczucie mnie nie myliło, że z kobietą będzie się niezwykle trudno rozmawiało. Już na samym początku, zamiast odpowiedzieć na moje pytanie, od razu skupiła się na czymś innym. Co gorsze, skupiła się na mnie i na moim wieku i zajmowanej pozycji.
— Dziękuje, Pani Simmons, to bardzo miło z Pani strony — stwierdziłem, bowiem nie chciałem kobiety zniechęcać.
Musiałem przekonać ją, żeby zaczęła odpowiadać na moje pytania. W końcu po to się tutaj zjawiliśmy. Powinno jej na tym zależeć tak samo jak mi, więc wypadałoby, aby skupiła się na pytaniach.
— Nie przyszliśmy tu jednak rozmawiać o mojej pracy, Pani Simmons. Proszę opowiedzieć, czy widziała Pani coś tego ranka niezwykłego? — Kontynuowałem.
Mnożnik na charyzmę (wynik): 1 + 4 = 5 > 7, akcja nieudana
OdpowiedzUsuńPrzekonywanie kogoś to jedno, efektywne przekonywanie to zupełnie inna kwestia. Pani Simmons nie robiła nikomu na złość, tak naprawdę bardzo, ale to bardzo starała się mu pomóc. Czasem po prostu zawodził jej charakter. Choćby chciała, na ten moment jej zachowaniem prowadziła ciekawość i towarzyskość. Bardziej interesował ją on niż śmierć, bo rozwiązanie sprawy oznaczało, że wypuszczą ją do domu, a ona, biedna i samotna, nie miała innych planów na dziś. Postanowiła więc spożytkować czas na pogaduszkach z detektywem i przeciągała tę dyskusję do maksimum swoich możliwości, wykorzystjąc przy tym oratorskie zdolności.
— Oczywiście, ma Pan rację. Czy działo się coś niezwykłego? No wie Pan... w zasadzie to w tak starym budynku zawsze coś się dzieje... — zaczęła zagadkowo, i jak idzie się domyślić, niekonkretnie.
Wynik: 5+3=8>7 - akcja udana
OdpowiedzUsuńSłuchałem kobiety, która w końcu zaczęła krążyć wokół wskazanego przeze mnie tematu, ale była bardzo nie chętna do rozmowy, a przynajmniej nie tej rozmowy, dla której się tutaj dzisiaj spotkaliśmy. Nie interesowało mnie to, co działo się zazwyczaj w budynku i jeśli chciała mi opowiadać co ile dni kawaler spod ósemki wynosi śmiecie, to nie do mnie z tym.
— A tego konkretnego poranka? Czy widziała Pani przed budynkiem, albo przed samym mieszkaniem coś dziwnego? — zapytałem, zaraz dodając. — A może była Pani dzień wcześniej? Nie widziała Pani, Pani Simmons, nieznanego pani samochodu, który stał przed budynkiem dziwnie długo, albo kręcących się pod kamienicą nieznajomych?
Wierzyłem w to, że jeśli będę odpowiednio długo naciskał, to kobieta w końcu zrezygnuje z ploteczek i skupi się na swoim zadaniu. Była osobą, która znalazła ciało, więc póki co naszym jedynym świadkiem.
No i przegrałam :)
OdpowiedzUsuńWynik rzutu: 1
Jak widać jej oratorskie zdolności były niczym w porównaniu z uporem detektywa. No ubzdyczyło mu się, że nie zejdzie z tematu choćby na chwilkę i mogła tak gadać jak do ściany, on i tak nie ciągnął tematu jak należy. W jej mniemaniu, bo przecież pod względem wierności śledztwie i precyzyjności pracy był niedościgniony.
- Och, no dobrze już. Nie było żadnych samochodów. Tak po prawdzie to w ogóle nikogo nie było. I jeśli miałabym określić co w tym wszystkim było niepokojące, to właśnie TO.
Sciągnęła wargi w wąską linię, patrząc dumnie na mężczyznę jak właśnie wprowadziła go na dobry ślad, kiedy zdala sobie sprawę z tego, że Pan McGraw praedopodobnie nie rozumie xo dziwnego i podejrzanego może być w spokoju.
- Bo pod mieszkaniem Daniela zawsze było słychać Toma. Taki stary piernik, co to wiecznie się wszystkich i wszystkiego czepia. A tu nagle PUF. Nie ma go z rana, nie ma z wieczora. Akurat w dzień kiedy zginął Daniel. Dziwne, prawda?
wynik rzutu: 5
OdpowiedzUsuńW końcu powiedziała coś, co mogło się nam przydać. Chociaż na początku nie do końca wiedziałem o co jej chodzi, to gdy rozwinęła swoją myśl, od razu zrozumiałem. Postanowiłem więc skupić się póki co na tym wątku.
— Proszę mi powiedzieć, co to za Tom - zadałem kolejne pytanie, zapisując to słowo na kartce. — Zna Pani jego imię i nazwisko?
Miałem nadzieję, że mi je poda, ponieważ od razu wysłał bym tam swoich ludzi, aby sprawdzili czy owy Tom jest w domu, a jeśli nie, to gdzie mógłby być. Mógłby mieć dla nas jakieś cenne informacje, skoro wszystkich się czepiał, to może przy okazji wszystko wiedział.
— Toma sprawdzimy, czy coś jeszcze Panią zaniepokoiło tego dnia? — Dopytałem. Tak dla pewności.
Wynik rzutu: 4
OdpowiedzUsuńStaruszka niechętnie godziła się na taki przebieg sytuacji. W zasadzie nie za bardzo mogła nawet wykazać się kreatywnością, bo jedyne, czego oczekiwał od niej McGraw to odpowiadanie na pytania. I to jeszcze konkretnie, bez żadnych wspaniałomyślnych wstawek. Westchnęła więc z dezaprobatą tracąc zapał do rozmowy.
- Tom Harlow. Mieszka pod Danielem. A raczej mieszkał, bo niedawno się wymeldował. Ponoć problemy rodzinne, więc pojechał gdzieś do Ohio.
Więcej nie wiedziała, bo bolało ją chyba bardziej niż jego, bo jako osoba z natury ciekawska, czasem nie potrafiła poradzić sobie z niedoborem informacji.
- Trup na dywanie nie jest dostatecznie niepokojący? - skrzywiła się na samą myśl o tym, co wtedy widziała, przesuwając się niespokojnie na krześle. Och, współczuła wszystkim tym, którzy pracowali nad tą sprawą. Perspektywa oglądania nieboszczyka była wyjątkowo nieprzyjemna.
- Drzwi były uchylone. Reszta raczej bez zmian. W pokojach był porządek. Nie licząc kuchni, ale tam zawsze panował chaos. Daniel nie był najlepszym kucharzem.
Wynik rzutu: 4
OdpowiedzUsuńMimo że na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na to, aby owy Tom miał być dla nas pomocny, to jednak musieliśmy go sprawdzić. Tak dla pewności. Ja za to ucieszyłem się, że kobieta w końcu zaczęła odpowiadać na moje pytania i nie przeskakiwała na różne inne dziwne tematy.
- Ależ oczywiście, że trup jest już bardzo niepokojący - odpowiedziałem z powagą.
Zapisywałem każde jej kolejne słowo. Uchylone drzwi, brak zauważalnych zmian w mieszkaniach, krótka dygresja, którą sobie darowałem. Spojrzałem na nią ponownie.
- Czy wiadomo Pani czy Daniel przyjmował często gości? I co z resztą sąsiadów? Wspomniała Pani tylko o Tomie, nikt więcej nie interesował się tym co dzieje się w kamienicy? - dopytywałem.
Łatwiej nam będzie wyciągnąć informacje od reszty mieszkańców jeśli będziemy od razu wiedzieć na kogo mocniej nacisnąć jeśli mówiąc "nic nie wiem" kłamie.
Wzruszyła ramionami na pytanie o gości. Nie była pewna, co tak naprawdę znaczy słowo "często". Dla jednych mogły być to comiesięczne wizyty teściowej w mieszkaniu, dla innych cotygodniowe spotkania w brydża. Jeśli chodziło o Daniela, był on miłym i uprzejmym człowiekiem, więc oczywiście przyjmował gości. Ale czy dużo? Dla niej zdecydowanie za mało. Taki młody mężczyzna powinien prowadzić bogatsze życie towarzyskie. Tak uważała Helen Simmons.
OdpowiedzUsuń- Przyjmował, nie przyjmował. Zależy od miesiąca. Tak naprawdę to chyba nikt z was, młodych, nie docenia teraz spotkań grupowych. O, na przykład pan! Czy my msimy być tacy oficjalni? No przecież to nie sprawa życia i śmierci... - rzuciła dość bezmyślnie staruszka, zaraz jednak podskoczyła w emocji na krzesełku, przypominając sobie widok trupa na ziemi. Przyprawiło ją to o mocne ciarki - No, może jednak śmierci - poprawiła się szybko.
- Ja interesuję się tym, co dzieje się w kamienicy. Właściwie właśnie dlatego poszłam do mieszkania. Wie pan... Daniel przez długi czas zapominał o czynszu, więc postanowiłam się przypomnieć. Poza tym to był dobry moment, żeby przypomnieć mu o... - kobieta urwała, marszcząc zabawnie brwi.
- Właśnie! Jest jeszcze coś. W pokoju panował straszny zaduch i jakiś taki dziwny zapach. Otworzyłam okno, bo myślałam, że zemdleję! I co by to wtedy było. Mieli by państwo nie mały problem, gdybyście jeszcze babę musieli na miejscu cucić.
Wynik rzutu: 4
Przepraszam za obsuwę, miałam dużo na głowie :(
OdpowiedzUsuńWynik rzutu: 1
Słuchałem słów kobiety i znów musiałem westchnąć z rezygnacją. Czyżby temat nieboszczyka już ją znudził i miała w planach zacząć opowiadać mi o swojej niedzielnej herbatce u jednej ze swoich lokatorek, która zaprosiła ją tylko dlatego, ponieważ ona sama się wprosiła?
- Pani Simmons, musimy. Jestem w pracy, próbuję rozwiązać zagadkę morderstwa, czy to nie jest wystarczający powód? - odpowiedziałem, starając się, aby w moim głosie nie zaczęła pobrzmiewać irytacja.
Starałem się jednak wsłuchać w jej dalszą wypowiedź, ignorując małe, nieistotne wtrącenia. Po tylu latach pracy potrafiłem już rozróżnić co naprawdę jest ważne, a co tej ważności nie posiada.
- Mówi pani, że zalegał z czynszem? Długo? - dopytałem.
Zaraz jednak kobieta wspomniała o jakimś przypomnieniu, szybko zmieniając jeszcze raz temat. Przełknąłem głośno ślinę, starając się nadążyć.
- Spokojnie, po kolei. Najpierw niech mi pani powie, o czym chciała pani przypomnieć Danielowi - poinstrowałem. - A ta duchota? Jakiego typu? Jakby ktoś nie wietrzył od tygodnia czy może był to zaduch... jakby to ująć. Coś w stylu tego gdy bierze pani długą i gorącą kąpiel? - Starałem się ująć to wszystko w jakieś proste słowa. - I ten zapach. Czy jest pani go wstanie do czegoś konkretnego przypisać?
Patrzyłem na kobietę wyczekując od niej odpowiedzi i przygotowując się do zanotowania wszystkiego. W końcu pojawiło się coś istotnego.
- Wie pani, to bardzo ważna sprawa jest - przypomniałem jej, tak dla pewności.